niedziela, 20 października 2013

Trudno się dogadać z Japończykiem.

Zanim przyjechałam do Japonii, niewiele o niej wiedziałam. Nie jestem wielką fanką samurajów, gejszy, mangi czy anime (mimo że Pikachu zawsze był bliski mojemu sercu). Byłam natomiast przekonana, że kraj ten charakteryzuje się swoją, odrębną, niezwykłą kulturą. Kiedy tu dotarłam przeżyłam coś, o czym tylko słyszałam, myślałam, że nie istnieje, a już na pewno nie przytrafi się mi, mianowicie szok kulturowy.


Dlaczego Japonia to zupełnie inny świat?
Przede wszystkim dlatego, że Japończycy to ZUPEŁNIE inni ludzie. Dlaczego?

1. Japończycy są kranoludkami.
Średni wzrost Japończyka to: 171 cm.   Średni wzrost Polaka: 178 cm 
Średni wzrost Japonki to: 159 cm. Średni wzrost Polki: 166 cm
Czasami trudno odróżnić dziecko od dorosłej osoby. Zwłaszcza, że Japończycy ubierają się dość dziecinnie, ale o tym jeszcze napiszę.
Chciałam dodać tylko, że ja mam 182 cm i wczoraj byłam w klubie i zajęłam miejsce przy barze i wolałam nie wstawać. Taka sytuacja...;)

 


2. Japończycy nie mówią po angielsku.
W sklepach, restauracjach, taksówkach, na ulicy naprawdę trudno jest znaleźć tubylca, który znałby chociaż kilka słów po angielsku, co jest... koszmarem.
Ostatnio w sklepie chciałam kupić plastikową torebkę przy kasie. Kiedy kasjerka naliczyła mój rachunek, zaczęła zadawać mi różne pytania po japońsku, nie zrozumiałam ich, ale odpowiedziałam przecząco także w tym języku. Po czym spytałam po angielsku, czy mogę prosić o torebkę. Dziewczyna na to wypowiedziała potok nieznanych mi japońskich słów. Ja powtórzyłam pytanie wskazując na siatkę zakupową, prawie jej dotykając. Japonka nadal nie rozumiała, zawołała koleżankę, która też nie umiała pomóc. Zaczęłam się rozglądać po ludziach, za mną zrobiła się kolejka, wokół mnie same zdezorientowane twarze lub wręcz obojętne. Myślę sobie: Boże, czy to widzisz? I nagle olśnienie! Po moim kolejnym powtórzeniu pytania z dodaniem zaawansowanego języka migowego, sprzedawczyni zrozumiała moje życzenie!
Jasnym jest, że takie sytuacje nie zdarzają się zawsze, aczkolwiek nie jest łatwo się z nimi porozumieć.
Wyobraźcie sobie jak to musi być w restauracji, kiedy nie znasz potraw, menu jest po japońsku, a jedyne słowo, które obsługa zna po angielsku to: soriii... 
A w szkole?
Pewnie uważacie, że już każdy młody człowiek na Ziemi posługuje się płynnie językiem angielskim. Zaskoczę Was! Studenci nie znają go prawie w ogóle. Można się z nimi jakoś dogadać, ale jest to naprawdę czaso i energochłonne. Po pięciu minutach "smalltalku", czujesz się jak po przebiegnięciu maratonu. Najlepsze jest to, że oni często chodzą ze mną na wykłady prowadzone przez Amerykanów po amerykańsku. Pod koniec jednych z zajęć jesteśmy dzieleni na trzy-osobowe grupy, w których to mamy dyskutować na różne tematy. Ostatnio rozmowy te postanowiłam zaczynać od pytania: zrozumieliście cokolwiek, co powiedział profesor? Ich odpowiedź to zakłopotane miny i kwaśne uśmiechy. Wtedy do akcji rusza mój język migowy oraz słownictwo na poziomie pierwszej klasy podstawowej. Kiedy członkowie mojej grupy w końcu rozumieją, nadchodzi koniec zajęć i nici z burzliwej dyskusji.

3. Może tak, może nie.
Jeśli lubisz konkretne odpowiedzi, to polecam uzbroić się w cierpliwość przed rozmową z obywatelem Japonii.
Japończycy nie mówią NIE lub odpowiadają dwuznacznie. W każdym razie nie przyznają, że coś im nie pasuje. Są często niezdecydowani i niekonkretni, co sprawia, że wydaje się, że są mniej inteligentni czy ogłupieni. Kiedy spytasz ich jakie są ich plany na przyszłość, rzadko kiedy odpowiedzą ci coś sprecyzowanego. 

4. W grupie raźniej.
Japończycy są mało samodzielni. Po pierwsze od urodzenia są objęci bardzo pieczołowitą opieką rodziców.
Dzieckiem jest się tu nazywanym do 20-tego roku życia, czyli do osiągnięcia wieku dojrzałości. 
Na każdym uniwersytecie znajduje się mnóstwo kółek zainteresowań, klubów czy organizacji studenckich. Każdy działa w kilku z nich. Pewnie dlatego też tu tak niezwykle rozwinięty jest sport, a w szczególności gry zespołowe. Podsumowując, trudno tu znaleźć indywidualistów. Jeśli nawet ktoś się wyróżnia np. ubiorem to oznacza to po prostu, że należy do kółka zespołów rockowych.
Dodatkowo, kiedy wchodzi się do sklepu, restauracji czy banku wszyscy pracownicy razem cię witają wypowiadając, a raczej wykrzykując słowa powitania, jeśli nie chórem, to zazwyczaj jeden po drugim.




5. Be serious!
Japończycy się nie śmieją, a jeśli się śmieją to starają się to ukryć. Tutaj śmiech nie jest mile widziany. Szczególnie w środkach transportu publicznego, jeśli zaśmiejesz się głośniej, ktoś może zwrócić ci uwagę, a na pewno wszystkie oczy zwrócą się ku tobie. Wtedy najlepiej powiedzieć przepraszam i zakryć szybko usta. A propos! Wszyscy i kobiety i mężczyźni, kiedy już się zaśmieją zakrywają usta dłonią. Z jednej strony jest to urocze, a z drugiej po prostu dziwne.
Kontynuując, z mieszkańcami kraju kwitnącej wiśni nie pożartujesz sobie zanadto. Czasami można wtrącić jakieś śmieszne teksty, lecz jeśli wejdziesz na wyższy poziom żartu, użyjesz ironii, to najczęściej wezmą to na poważnie i mogą się nawet lekko obrazić.
Uśmiech jest dozwolony;). Japończycy najczęściej łączą uśmiech z ukłonem, żeby pokazać respekt do twojej osoby. Natomiast nie nazwałabym tego szczerym śmiechem...



6. Nie dotykaj.
Publiczne okazywanie uczuć nie jest popularne w Japonii. Dotychczas widziałam chyba tylko jedną parę, która się przytulała w pociągu. Oczywiście widziałam różne rzeczy w klubie nocą, ale to zupełnie inna historia. 
Na powitanie, pożegnanie najwyżej machają rękami lub się kłaniają. Zapomnijcie o jakichkolwiek pocałunkach! Nawet jeśli poznaje się kogoś po raz pierwszy, nie podaje się ręki, tylko składa pokłon. 

Podsumowując, Japończycy są naprawdę innymi ludźmi niż my. Wymieniłam tylko kilka z różnic, które można tu dostrzec, ale jest ich znacznie więcej. W końcu nawet takie podstawowe czynności jak jedzenie, picie czy mycie robią inaczej. Dlatego też mogę śmiało powiedzieć, że właśnie z powodu tej niesamowicie zauważalnej inności nie zostałabym tu dłużej niż pół roku.








czwartek, 10 października 2013

Szkoła przede wszystkim.

Ten post zdecydowałam się poświęcić szkole, co nie oznacza, że jest skierowany tylko do studentów. Myślę, że zainteresuje każdego, gdyż mój japoński uniwersytet jest ciekawy pod wieloma aspektami...
Jest to prestiżowa szkoła, ale niestety nie pod względem osiągnięć intelektualnych osób do niej uczęszczających, lecz swej historii. Ryukoku University jest jednym z najstarszych uniwersytetów w Japonii.
Co więcej jest mocno związany z buddyzmem...


Ach.. Gdyby tak wyglądała SGH...
Ryukoku składa się z trzech, ogromnych kampusów. Ja mam zajęcia w Seta Campus, który jest położony właściwie w lesie, ale dzięki temu zajmuje bardzo dużą przestrzeń. Budynki znajdują się bardzo blisko siebie. Wszystko jest czyste, nowe, a jak stare to odnowione. Nie ma żadnych brzydkich zapachów (wiem, szok)!!! Nawet pamiętając o tym, że jest to uniwersytet prywatny i tak robi duże wrażenie.
Pozwólcie, że Was oprowadzę!


Do szkoły przyjeżdżam rowerem, jak widać nie tylko ja. Aczkolwiek jako jedyne z moich znajomych z wymiany;)


Kiedy zablokuję koło roweru (co w zupełności wystarczy jako zabezpieczenie) czasami odwiedzam narożny, szkolny sklepik,  śliczny prawda?

W sklepiku można kupić właściwie wszystko od zupki w proszku po I-pada.

Można też tu znaleźć mnóstwo gotowych dań do podgrzania lub spożycia na zimno. Na górnej półce widzimy Onigiri         (trójkąciki z ryżu z nadzieniem np. tuńczykiem z majonezem obłożone zielonymi wodorostami), które najczęściej tu kupuję. Naprawdę kapitalna przekąska;).

Tutaj można sobie odgrzać wcześniej kupione danie.

Tu zaszłam sobie do toaletki. Oczywiście do umywalek muszę się schylać do 90 stopni. Sedesy znajdziemy zarówno w Japanese style jak i Western style.  Western wyglądają jak te w Polsce, Japanese przypominają dziurę w ziemi. Te normalne mają też różne dodatkowe udogodnienia, można sobie puścić zagłaszający dźwięk, brzmiący jak spuszczanie wody.

Idę dalej drogą, przede mną główny budynek, nie mam w nim zajęć.


Chłopiec sobie siedzi na murku. Takie tam atrakcje.

A oto chyba najbardziej nowoczesny budynek. Według mnie przypomina muzeum sztuki nowoczesnej.


W środku czuć potęgę.

Gdy zejdziemy na dół...

Classroom.

Przyłapałam jakiegoś śmiesznego profesorka!

I tu się zaczyna coś, czego chyba żadna szkoła w Polsce nie ma (może AWF)! Mianowicie obiekty sportowe pozwalające młodemu człowiekowi normalnie się rozwijać. Oto stadion nr 1, nawet nie do końca wiem do jakiego sportu służy.

Stadion Narodowy? Nie, to tylko oświetlenie szkolnego boiska. lol.
Stadion nr 2!

                                   


Kolejne boisko


A może tenis? Jeszcze jest duża siłownia i sala gimnastyczna, ale już nie będę Was zamęczać, bo się spocicie hihi.
Idziemy dalej!
Wchodzimy do kolejnego imponującego budynku.


Do wyboru mamy przynajmniej cztery duże stołówki. Na zdjęciu prezentacja menu w formie plastikowych dań.

Na górze widzimy ryż z curry-bardzo popularne, niżej kurczak w panierce z ryżem. To żółte to ryż obwinięty omletem. Na samym dole zupa Udon, czyli coś w rodzaju Rosołu o słodkim posmaku z dużą ilością makaronu.



Tutaj mamy rożne przystawki. Może wy zgadniecie, co to są za potrawy, bo ja w sumie czasem sama nie wiem.



Sałatki.



I płacimy. Tu akurat bardzo mało ludzi, bo przyszłam tuż przed początkiem przerwy.



Tu już w trakcie przerwy, w innej stołówce. Przerwa lunchowa zaczyna się o 12:35 i trwa godzinę. 

Mniam mniam



Zielona herbata i woda GRATIS!

Można też zjeść na zewnątrz.
A tu jeszcze jedna stołówka.



A tu mój kolega Chińczyk zajada sobie smacznie.
Oto sklepiko-kawiarnia, gdzie nie podają kawy, nad czym bardzo ubolewam. W Japonii ludzie w ogóle nie piją kawy. No! na pewno nie ma tu tylu kawiarni, ile w Polsce. Od czasu do czasu można znaleźć Starbucksa, ale to chyba jedyna typowa kawiarnia. Popularne są piekarnie, gdzie można za ok 3,50 zł kupić jakieś dziwne, napompowane ciastko z posmakiem sztucznych substancji. Aż łezka się w oku kręci, gdy pomyślę o polskich wypiekach...

Między stołówką a stołówką mieści się scena, gdzie odbywają się czasami koncerty. Raz nawet natrafiłam na jeden, ale niestety nie dało się tego słuchać.

Siedzące dziewczynki.


Typowo japońskie. To dziwne stworzenie promowało akcję oddawania krwi.

hihi robi nam zdjęcie hihi- japoński standard.

Wracam na zajęcia, bo dzwonią dzwony. Autentycznie kiedy wykłady się rozpoczynają i kończą słychać muzykę... bim bam boom bim... :D


Jeszcze last look na centrum kampusu! Ach pięknie!

Późnym wieczorem przypomina luksusowy hotel. To zdjęcie może nie do końca to ukazuje ;)

To koniec wycieczki. Dziękuję bardzo! Kolejny post już niedługo!